niedziela, 14 lipca 2013
Od Lokiego
-Windy! - wrzasnąłem, kurczowo trzymając się grzywy pegazicy, gdy ta zrobiła w powietrzu beczkę. Poczułem, jak żołądek wywraca mi się do góry nogami. - Przestań! Chcesz mnie zrzucić, wariatko?!
Przepraszam - usłyszałem w głowie jej skruszony głos. - Ja po prostu bardzo się cieszę.
-Ach tak? - skrzyżowałem ręce na piersi, co było dość niebezpieczne, bo teraz na grzbiecie klaczy utrzymywały mnie jedynie moje własne kolana przyciśnięte kurczowo do jej boków. - Zrzucanie mnie to powód do radości? Od kiedy?
Pegazica zarżała, co zapewne miało być odpowiednikiem śmiechu.
Nie o to chodzi - znów odezwała się w moim umyśle. - Idziesz do akademii. Może w końcu kogoś poznasz i przestaniesz być takim...
-Wyrzutkiem? - podsunąłem jej, naburmuszony. - To chciałaś powiedzieć?
Nie! Może. Nie ważne.
-Ważne.
Wcale nie.
-Nie spieraj się ze mną!
Zamiast odpowiedzieć, Wind zrobiła kolejną beczę, tym razem podwójną, co skwitowałem wrzaskiem tak głośnym, jakby mnie żywcem obdzierali ze skóry.
Wszystko w porządku? - spytała klacz.
-Jasne, tylko mnie trochę... Chyba zaraz rzygnę... Ląduj, zanim zabrudzę ci tapicerkę...
Weź na wstrzymanie, jesteśmy już prawie na miejscu. Jeszcze kilka minut...
-LĄDUJ!
Zaraz.
-TERAZ!
Jak chcesz - prychnęła i zaczęła pikować w stronę ziemi. A ja znów zacząłem się drzeć.
No już, złaź, zanim mnie obrzygasz - powiedziała. Powoli otworzyłem jedno oko. Okazało się, że jesteśmy już na ziemi, a ja kurczowo trzymam się szyi mojego wierzchowca i zaciskam powieki. Pospiesznie zeskoczyłem na trawę.
-Zaczynam rozumieć ludzi, którzy całują ziemię - mruknąłem i chciałem dodać coś jeszcze, ale zebrało mi się na wymioty. Ku uciesze szczurów całe moje śniadanie ponownie ujrzało światło dzienne i wylądowało w krzakach.
Wyprostowałem się i otarłem usta wierzchem dłoni.
Wciąż jesteś blady - zauważyła klacz, przerywając na chwilę skubanie trawy. - I lekko zielony.
-Jak myślisz, czyja to wina? - warknąłem i podszedłem do niej. - Co to, przepraszam cię ja bardzo, miało być?! Od kiedy to robisz beczki i pikujesz z wysokości dwóch kilometrów?! I to ze mną na grzbiecie?!
Zamknij się, bo tamta dziewczyna dziwnie się na ciebie patrzy - odparła pegazica spokojnym tonem w mojej głowie i wróciła do żucia trawy.
-Jaka dziew... - zacząłem zaskoczony, odwróciłem się i urwałem. Za mną rzeczywiście stała dziewczyna. A nawet dwie dziewczyny.
<Ktoś uczyni mi ten zaszczyt i skończy?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz